środa, 12 lutego 2014

Król Kot

oto Lyo - król Kot!  król wszystkich kotów!  król wszystkich domowników! ;)




Lyo to kot rasy Norweski Leśny,trafił do nas od hodowcy u którego ktoś go zaliczkował, ale nie odebral. Bylam właśnie w pierwszych miesiącach ciaży,bardzo szczęśliwa z tego powodu i nieszczęśliwa,gdyż przede mna roztaczała się wizja samotnych miesięcy w domu z powodu zlego stanu zdrowia. Trafił więc do nas w najlepszym momencie, byl dla mnie terapią i radoscią!




Koty leśne są bardzo inteligentnymi i mądrymi kotami, ale rownież bardzo niezależnymi. Zostaly udomowione zaledwie ok.30 lat temu, wiele w nich jeszcze pozostało z dzikości. Sa to duże koty,ktore rosną do 5 roku życia. Tak,są dorosłe dopiero po 5 latach i caly czas przez ten okres rosną. Ojciec naszego Lyo osiagnał 1,5m dlugości(z rozciagnietym ogonem), niesamowite!



tutaj widać jaki był duży choć nie był jeszcze dorosły!


Mają piękne, dlugie włosy! tak-to nie sierść, dlatego dobrze jest od małego przyzwyczajać je do czesania i podcinania robiących sie kołtunów, mają piekną grzywe jak lwy i dlugie, wystajace włosy między poduszkami na łapkach-to chronilo je przed marznięciem w poduszeczki, so beautiful! :)
Te koty bardzo szybko się uczą,rozumieją co się do nich mówi,wykonują polecenia(gdy są w humorze of course),nie znoszą obróżek ale doskonale chodzą na szelkach, uwielbiają towarzystwo swoich bliskich i maja niesamowitą mimike!




Lyo uwielbiał zabawy wędką, ale nie było to zwykłe,kocie bieganie i polowanie na wędke,o nie! Lyo potrzebował skakać! potrafił skakać na wysokość 1,50 metra w góre z fikołkami i obrotami w powietrzu! codziennie dawał nam swój popis, czuliśmy się jak na przedstawieniu, bo po każdym skoku paradował przed nami dumnie:)
Kolejną jego ulubioną zabawą byla piłeczka z foli aluminiowej. Był taki mądry! nauczyłam go przynosić pileczke w zebach pod moje stopy! Z rosnącym brzuchem bylo mi coraz ciężej się schylać,on jakby to rozumiał!
mówiłam: -Lyo! ale podaj piłeczke bliżej! -i on łapał ją i podrzucał do mnie, tuż pod stopy! :)
Mieliśmy taki długi korytarz ze śliską  podlogą. Rzucałam piłke, Lyo rozpędzał się przez pokój, po czym lądował na korytarzu na swoim zadku i jechaaaaaał aż do końca korytarza, potem polowanie i piłeczka w pysku wracala, to bylo takie zabawne! hahaha





Był kochany, pieszczochowaty ale niezależny. Nie siadał na kolana, kładł się obok i wtedy można go bylo głaskać i miziać.
Nie tolerował innych. Mojego meża słuchał, mnie wcale. Ja byłam jego wlasnością. Nie śmiać się prosze, traktował mnie własnie w ten sposób. Odwiedząjace osoby traktował z góry, siadał zawsze koło mnie i dziwnie patrzył na nich przez calą wizyte, miał nieprzystępny wyraz twarzy i wcale nie wygladał słodko,hahaha.
Nie był agresywny, ale pamietam gdy znajoma się wprosiła do mnie na kawę a on ją zwyczajnie przegonił! Nie bardzo za nią przepadałam więc się nie przejęłam,hihi .Wtedy pierwszy raz Lyo polłożył się na sofie kolo koleżanki,miał taką morderczą mine, że nie śmiała go pogłaskać a on nagle nogami zaczał ją odpychać, więc się posunęła. Lyo się przysunał,znów położył z łapami koło jej ud i znów popychał. Dopchał ją tak do końca sofy! Szybko się pozbierała do domu! hahaha
Tak,tak ja byłam jego własnością i nikt nie mogł być zbyt blisko mnie (w sumie dobry sposób na pilnowanie baby jak chłopa nie ma,co?haha)





Koty leśne są bardzo,bardzo terytorialne, dlatego ciężko tolerują inne zwierzaki. Zdarzyło się to u w/w hodowcy. Stary kot, który mieszkał i rządził już pare lat na swoim ogrodzie był dumą tego pana. Pewnego razu mały pies sąsiada wbiegł im do ogrodu i kot go natychmiast zaatakował, pomimo iż znał go przez płot od kilku lat i nigdy nie było między nimi zatarczek. Smutne, bo momentalnie psiaka udusił i skończyło się na rozpaczy. Od tamtej pory hodowca zabudował ogród siatką.

Nasz Lyo miał swoje miejsca i swoje rytuały. Spacerował po belkach balkonów sąsiadów- zawsze dopoludnia. Mieszkaliśmy naprawdę nisko,bo to był dom jak duży blizniak, mógłby z łatwością zeskoczyć, ale on nie chciał wcale wychodzić na ogród. Jego terytoruim to nasz dom i balkony, to było jego królestwo :)
Uwielbiał widownie, gdy przechodzący ludzie zatrzymywali się by na niego popatrzeć,spacerował wyniośle,siadał,zwieszał piękną kitę,prężył się i pozował. Niekiedy robiono mu nawet zdjęcia!:) co tu gadać, był sławny,hihi


 


Urodziła nam się córeczka:) i do dziś dnia nie rozumiem zachowania Lyo. Najpierw myślałam, że jej nie toleruje. Wchodził jej do łózeczka, kładł sie na jej kocyki,pieluszki, wszędzie gdzie ona przed chwilą byla. Myślałam, że jest zazdrosny. Gdy dziecko zapłakalo,zakwiliło Lyo podchodził i siadał koło niej. Kupiłam wiklinowy koszyk dla niemowlaczków i nosiłam dziecko ze sobą po domu. Bałam sie zaryzykować zostawienie jej samej z Lyo. Gdy dzidzia spała w koszyczku na sofie on siadał na oparciu i patrzył z góry, wyobraźnia podsuwała mi obrazy jego cielska i tego drobniutkiego ciałka dziecka. Byłam ostrożna. Ale on nigdy nie wyciagnał nawet łapy w jej kierunku. Gdy zaczęła siadać i raczkować chodził za nią,okrążał,siadał i patrzył,jakby jej pilnował. Pozwalał się dotykać,nawet gdy małe rączki złapały sierść za mocno-wstawał i odchodził,nigdy nie zrobił jej krzywdy. Nigdy też się do niej nie łasił,ale często siadał blisko niej,łapką podsuwał jej zabawki.





 

Zdarzyło się,ze ów hodowca uraczył nas drugim kotem,była to kotka,jeszcze młodziutka. Byliśmy przekonani, że Lyo będzie miał kompana do zabawy, że będą wariować razem i będzie kupa śmiechu i radości. Niestety Lyo jej nie zaakceptował, tak bardzo ją bił,że po miesiącu znaleźliśmy jej dom bo nam jej bylo żal. Siedziała zawsze w kąciku,bała się wyjść, nie chciała się bawić. Teraz odwiedzamy ją kilka razy w roku:) Zaprzyjaźniliśmy się z jej właścicielami, Ma wspaniały dom,jest piękna,szcześliwa i dostała piękne imię: Stefcia ;)
 oto Stefcia :)




Lyo też już z nami nie ma...:(

Ma piękny,duży dom i nowa własność. Chodzi za swoją pania jak za mną kiedyś-jak pies. Śpi na jej poduszkach,ma swoje miejsce przy stole.W zakładzie fryzjerskim, który ma ta pani,ma swój fotel,wita klientki i dostaje od nich smakołyki. Wdzięczna jestem,że do tej pory wysyłają mi jego zdjęcia,wygląda wspaniale!
Nasza córeczka bardzo chorowała,lekarze wmawiali nam, że to przez sierść i kota-nie chcieliśmy się z tym pogodzić. Ale kiedy mała zaczeła tracić  słuch po roku-poddaliśmy się.
Znalazłam Lyo nowy dom i kiedy odjeżdżał daleko na połnoc Angli część mojego serca pojechało z nim :(
Najsmutniejsze jest to,  że lekarze się mylili...Przyczyna choroby byla inna...

Szczęśliwie mała princeska dziś już jest zdrowa! No i mamy 2 inne koty,zwykłe,nie-zwykłe dachowce :)

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za tę przepiękną opowieść o tym cudnym i mądrym kocie. Czuję twój ból...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziady nie lekarze. Ciesze się że córeczka jest zdrowa, szkoda i ciebie i kociska, bo pewnie mu tez było przykro.. :( Ugłaskać poproszę pozostałe kotki
    Pozdrowienstwa

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutna historia, choć wydajesz się już pogodzona z sytuacją - pewnie minęło sporo czasu.
    Chyba i ja rozumiem, jak było Ci źle, kiedy przyszło się rozstać z tym pięknym, mądrym i kochanym kotkiem. Jednak przecież on jest, szczęśliwy i uszczęśliwia innych. Czasem się tak jakoś plecie...

    Pozdrawiam ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak,masz racje,minęło sporo czasu,ale gdzieś ta igiełka zakłuje jak się wspomina,widocznie tak musiało być...dałam dom 2 innym kotkom za to:)
      pozdrawiam!!

      Usuń
  4. Nie warto postępować pochopnie i oddawać zwierzaka w imię zdrowia gdyż tak naprawdę niezwykle rzadkie są przypadki chorób z nimi związanych (może to być uporczywa astma oporna na leki) lekarze jak nie potrafią postawić diagnozy to plotą bzdury też się nasłuchałam przed urodzeniem dziecka i po,trzeba zachować zdrowy rozsądek bo a nuż któryś doktor wymyśli że jesteśmy uczulone na męża lub dziadka albo że wuj jest rakotwórczy.

    OdpowiedzUsuń

przeslij dobra energie-to dziala!:)